Gdy zmarł car Borys Godunow państwo rosyjskie było zrujnowane. Do władzy, w zasadzie było
wielu kandydatów, ale ostatecznie wybrano Fiodora syna Godunowa. Ten panował bardzo krótko,
bo kilka tygodni i został uduszony przez zbuntowanych mieszkańców Moskwy. Nastał okres w
państwie moskiewskim wielkich buntów społecznych określany jako „smuta”. Na zwolnione przez
Fiodora miejsce buntownicy „posadzili”, bo trudno tu mówić o powołaniu na zasadach
demokratycznych lub parlamentarnych, osobę podejrzaną czyli–Samozwańca I. Był on na tyle
wiarygodny, że wszyscy uznali go za cudownie ocalonego syna Iwana Groźnego-Dymitra. Tak
naprawdę, to nikt nie wie dokładnie do dnia dzisiejszego kim on naprawdę był. Na jego bajkę o
carskim pochodzeniu, jak można przypuszczać, chyba nie nabrał się nawet jego teść, którym był
wojewoda sandomierski Jerzy Mniszech, również niezły awanturnik. Zaryzykował bowiem i
pozwolił, temu cwaniakowi znikąd, na małżeństwo z własną córką Maryną. Dzięki temu mieliśmy,
jako Polacy, jedyną prawdziwą Polkę na tronie carskim. Na następną taką, ale nie jest to do końca
pewne, musieliśmy czekać ponad 200 lat, bo caryca Katarzyna I, ukochana żona Piotra I, miała
prawdopodobnie tylko nazwisko polskie-Skowrońska i była wcześniej markietanką. Natomiast
Maryna , nawet patrząc na jej zachowanie krytycznie, mogłaby być nawet współcześnie bohaterką
ciekawego serialu filmowego. Jej postępowanie zasługuje bowiem na uwagę.
Carską żoną Samozwańca I, była, niestety, niecały rok. O to już zatroszczyli się konkurenci.
Osobnik ten chociaż, będąc w Polsce poznał wiele wpływowych osobistości-wiedział o nim król
Zygmunta III a także legat papieski a to nie spodobało się, podburzanym przez Prawosławną
Cerkiew i niedobitym przez Godunowa bojarom, oraz tłumowi mieszkańców Moskwy, którzy go
zamordowali. Kolejnym carem został Wasyl Szujski. Miał on jednak już, od początku, poważnego
konkurenta do sprawowania władzy. Był nim bowiem kolejny Samozwaniec II- Dymitr. Podobnie
jak pierwszego Samozwańca, poparła jego starania o tron grupa polskich magnatów, a nawet już
oficjalnie Zygmunt III. Maryna również bez oporów rozpoznała w Dymitrze II cudem
uratowanego przed śmiercią męża. W wyniku tych okoliczności Wasyl Szujski poddał się
Dymitrowi, a nawet został skazany na śmierć, od której uzyskał, od naiwnego Dymitra,
przebaczenie. Po kolejnych rozruchach w Moskwie, ponownie głównie inspirowanych przez
Szujskiego, Dymitra pojmano, ale nie od razu dokonano na nim egzekucji. Pozwolono mu żyć
jeszcze cztery lata u boku Maryny, do pamiętnego 1610 roku kiedy, niby przypadkowo, zginął na
polowaniu. Rok 1610 był szczególnie znamienny także dla losu Szujskiego, bo się zbiegł z końcem
jego panowania. Stało się to po klęsce jego wojsk z wojskami polskimi w bitwie pod Kłuszynem.
Zwycięstwo nad nim odniosły wojska dowodzone przez Stanisława Żółkiewskiego. Po tym
wydarzeniu Szujski został zmuszony do abdykacji pod naciskiem opozycji bojarskiej i
przewieziony, jako jeniec, do Warszawy przez hetmana Żółkiewskiego. Po tych wydarzeniach
Szujski, lekko przestraszony, został jednak potraktowany przez Zygmunta III w Warszawie, prawie
z honorami. Nie składał hołdu królowi. Zmarł śmiercią naturalną, bez interwencji, nawet swoich
rodaków, w roku 1612-tym w Warszawie, gdzie został pochowany w mauzoleum rodzinnym.
Tymczasem od połowy 1610 roku Moskwę zajęły wojska polskie. Okupacja trwała do października
1612-tego roku. Wraz z jej trwaniem narastały animozje. Pojawiły się bunty i wzrastała agresja w
stosunku do żołnierzy polskich, które z czasem przerodziły się w krwawe potyczki. Ich
inspiratorami, jak nietrudno się domyśleć, początkowo był barbarzyński motłoch spośród
mieszkańców Moskwy. W odwecie żołnierze polscy poczęli postępować podobnie.
Nie powstrzymało to, niestety, również i gorszących wybryków żołnierzy. Nakładanie na nich kar, a
także wykonanie kilkudziesięciu wyroków śmierci nie zmieniło sytuacji. Zamieszanie to było
wyraźnie na rękę mieszkańcom Moskwy.
W oficjalnych rosyjskich źródłach propagandowych, w których kłamstwo goni kłamstwo, tak jak
obecnie w wystąpieniach pewnego Mateuszka M., Polacy są przedstawiani, w tamtych czasach,
jako prawie bezprzykładni okrutnicy. Jednak
wszystkie podawane tam przykłady są
nieprawdziwe, bo są zaczerpnięte z opisów zeznań z postępowania agentów opriczniny z czasów
Iwana Groźnego, względnie są to współczesne wymysły rosyjskie.
Najświeższych przykładów bestialstwa kacapskiego i ich zwyrodnialstwa dostarcza nam
obecne postępowanie żołnierzy putinowskich w wojnie w Ukrainie. Obrazy okrucieństwa są
podobne, jak te pochodzące z opisów z siedemnastego wieku. Szczególnie przejmujący jest opis
ostatnich losów Maryny i jej syna. Po śmierci Dymitra-Samozwańca II Maryna urodziła syna-
pogrobowca. Uczuciowo związała się następnie z kolejnym potencjalnym kandydatem do tronu
carskiego (ostatecznie miała już duże doświadczenie, jak niektóre znane z seriali filmowych,
wyrafinowane aktorki)-z atamanem Kozaków Dońskich Iwanem Zaruckim. Maryna nowym
szczęściem nie cieszyła się długo. Para ta, wraz synem Maryny, zostali schwytani, ale dopiero w
1616-roku. Zwyczajem wówczas stosowanym i jeszcze, gdzieniegdzie współcześnie wśród
barbarzyńców, Iwana wbito na pal, a trzyletniego syna Maryny – powieszono, prawdopodobnie
na jej oczach. Maryna ocalała, ale nikt nie opisał dalszych jej losów. Podobno zmarła w 1618-tym
roku. Polacy natomiast opuścili Moskwę w 1612-tym roku, żegnani, jak można było przypuszczać,
bez żalu. Pozostała jednak po nich niezatarta pamięć w postaci pomnika Minina i Pożarskiego
na Placu Czerwonym w Moskwie, a także święta narodowe obchodzone uroczyście w Rosji,
niby z okazji rewolucji bolszewickiej i wyzwolenia. Te dyskusyjne, połączone rocznice i obchody,
wśród Rosjan myślących , ale jest ich, niestety, niezmiernie mało, nie świadczą w Rosji o
dokonanym znaczącym zwrocie w jej historii i przełomie w likwidacji zniewolenia Narodu
Rosyjskiego. W Rosji bowiem, żadne zwycięstwo i żadna rewolucja nie przyniosły swobód i
wolności demokratyczno-obywatelskich, tylko kolejne formy zniewolenia, objawiające się jako
wyrafinowany zamordyzm doprowadzany do perfekcji przez kolejne mafie rządzących klik
bandyckich. Jednocześnie Rosja, jak przed wiekami, pozostaje pasożytem Europy. Czerpie prawie
pełnymi garściami z postępu i osiągnięć technicznych z Zachodniej Europy, a sama tkwi w
tradycji „cara armaty” i cara „pęknięty dzwon”, eksponowanych za murami Kremla.
Największym haustem powszechnej, codziennej kultury zachodniej było, jakby na to nie patrzeć,
spotkanie z kulturą polską w czasach wielkiej smuty. Było to widoczne w zwyczajach
dworskich, które wniosła Maryna, a także spopularyzowanie języka polskiego, głównie w sferach
dworskich, aż po wiek dziewiętnasty. Rosji natomiast nie zawdzięczamy nic, ani w kulturze ani w
obyczajach. Metodyczna rusyfikacja z okresu zaborów oraz sowiecka nie pozostawiła w zasadzie
śladu. Ta ostatnia, jeżeli się nie mylę, ugruntowała jedynie w słownictwie polskim jedno słowo, a
mianowicie „podiwanić”-oczywiście coś.
W sferach naczelnych naszych polityków utrwaliła
natomiast postępowanie wręcz naganne, zaczerpnięte ze zwyczajów sowieckich, to jest
powszechne sypanie obietnicami bez pokrycia. Obiecywanie przysłowiowych „gruszek na
wierzbie” o budowaniu tanich mieszkań, likwidacji hodowli tłustych kotów i powszechnego
kolesiostwa, a także opowiadanie, że jesteśmy prawie potęgą gospodarczą i ostatnio również
potęgą militarną. Pokazujemy, przy każdej okazji, plamisty język, że w nosie mamy: UE, Stany
Zjednoczone a nawet Sojusz Atlantycki, jeżeli zabroni to nam wprowadzić powszechnej
inwigilacji opozycji, mizantropii jako-oficjalnej doktryny dyscyplinującej kobiety, które nie
chcą rodzić dzieci tylko „dają sobie w szyję” i nie kochają ministrów Czarnka i Ziobry oraz
obecnego Trybunału Konstytucyjnego, a także dyktatorstwa.
.
    Prof.dr hab.inż. Marek Lebiedowski, dyscyplina naukowa - inżynieria środowiska  -  styczeń/luty, 2023r