W kraju, a zwłaszcza na rozległych jego równinach, nie tylko nadwiślańskich, pojawił się
ostrzegawczy alarm. Grupy szaleńców, z różnych ekip politycznych, podchwyciły pomysł rodem z
lansowanego przez skompromitowany program unijny zwany Zielonym Ładem, aby powrócić do
pomysłu czerpani w Polsce energii z wiatru. Jak zawsze inicjatywę tę lansują grupy cwaniaków –
działaczy PSL i nie tylko, niepomne gorzkich doświadczeń, ale i korzyści z okresu współpracy z
poprzednią ekipą rządową. Ten pomysł obecnie odgrzewany, zakładający szerokie wykorzystanie
wiatru jako źródła energii spodobał się, jak złote „pierniki toruńskie” i innym siłom politycznym w
naszym kraju. Zdziwienie może tylko budzić fakt, że nawet PIS w osobie Premiera złożył w tej
sprawie wiążące zobowiązanie UE. Zapominał jednak, że ustawa zwana „odległościową”, bo o nią
toczy się bój, jako zobowiązanie sztandarowe, umożliwiła jego obecnej partii wygranie wyborów.
Teraz toczą się zażarte dyskusje aby ją podeptać. Wszyscy dopuszczeni do głosu, nawet z opozycji
w Sejmie, gardłują że należy dopuścić do lokalizacji tych monstrualnych konstrukcji nie dalej od
zabudowy mieszkalnej niż 500 m. Natomiast inny sztandarowy poseł przestraszony proroczą
przepowiednią o końcu władzy PIS zaproponował zwiększenie odległości turbin od zabudowań
do 700 m.
Przed 2016 rokiem turbiny można było ustawiać prawie w każdym miejscu. Pozwalała na to
beztroska władza skupiona wokół ministra-wicepremiera J. Piechocińskiego i jego kliki w
Ministerstwie Gospodarki i Ministerstwie Ochrony Środowiska. Obrosła ona grupami podejrzanych
speców od łatwych i dochodowych interesów. Byli wśród nich ministerialni sekretarze stanu,
naczelnicy różnych wydziałów, a także zaufani pracownicy administracji terenowej. Ci ostatni mieli
doskonałe kontakty ze złomiarzami sprowadzającymi wówczas wyeksploatowane wiatrakowe
turbiny niemieckie. Grupę tę obsługiwała i dostarczała informacji o możliwościach inwestycyjnych
dotyczących lokalizacji turbin, rzesza informatorów rekrutujących się z urzędów gminnych oraz
pracownicy rejonowych sieci energetycznych. Byli oni szczególnie obeznani w wyławianiu łatwego
do wykorzystania pod turbiny istniejącego uzbrojenia terenu w dogodnych do rozbudowy
odcinkach elektrycznych sieci przesyłowych. Oczywiście wszystkie grupy działały w systemie i w
porozumieniu z kierownictwem urzędów administracji terenowej-od sołtysów, wójtów,
prezydentów miast a także i plebanów a nawet biskupów. Natomiast wszelkie skargi i zażalenia czy
protesty kierowane do sądów, sanepidów i straży pożarnych, a nawet do samego Prezydenta RP,
pozostawały bez odpowiedzi lub kończyły się odmową. Inwestorzy zadbali również o pozyskanie
stosownych, przychylnych dla siebie badań „niby naukowych”. Niektóre z nich doczekały się
nawet „interesujących uzasadnień” ze strony profesorskich głów orzekających o pozytywnym
wpływie wibracji generowanych przez turbiny na sklerotycznych starszych osobników z grupy
Homo sapiens (można przeczytać na stronie 43).
Podobno grupa naukowych badaczy z Państwowego Zakładu Higieny (PZH) Narodowego
Instytutu Zdrowia Publicznego Państwowego (NIZP) wycofała się ze swoich wcześniejszych
badań i wniosków uzasadniających szkodliwość lokalizacji turbin w sąsiedztwie siedzib ludzkich i
zabudowań gospodarczych, jak to obecnie twierdzi jeden z apologetów lansujący korektę aktualnie
obowiązującej ustawy. Nie jest to prawdą, nadal na stronie NIZP PZH można przeczytać
„Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny stoi na stanowisku, że
farmy wiatrowe zlokalizowane w zbyt bliskiej odległości od zabudowań przeznaczonych na pobyt
stały ludzi mogą mieć negatywny wpływ na komfort życia i stan zdrowia mieszkańców żyjących w
ich sąsiedztwie” (tutaj można przeczytać).
Opinia PZH oparta jest na bogatej światowej bibliografii (487 pozycji):
(tutaj można sprawdzić).
Zwycięstwo w wyborach PIS w 2015r pozornie zmieniło tę sytuację. Niektóre niezałatwione
protesty, społeczne i indywidualne, doczekały się uznania i zwrotu poniesionych kosztów. Taka
sytuacja miała miejsce w przypadku złożonego protestu, n.p. przez mieszkańców Gminy Raciąż w
województwie mazowieckim, do sądu w Warszawie. Strona skarżąca była tak zdumiona
pozytywnym werdyktem Naczelnego Sądu Administracyjnego, że nie wierząc własnym uszom
poprosiła o głośniejsze jego powtórne odczytanie.
Niestety, w miarę upływu czasu zapomniano o przyrzeczeniach i PIS w osobie niezorientowanego
premiera Morawieckiego dał się wpuścić w pułapkę OZE. Gdyby jednak uważnie wysłuchał relacji
mieszkańców miast i wsi, którzy zmuszeni są żyć w cieniu oddziaływania tych monstrualnych
słupowych konstrukcji, to może nie podejmowałby nieprzemyślanych decyzji i zobowiązań z grupy
kamieni milowych. Obecnie można mu tylko polecić zapoznanie się z opisem gehenny
mieszkańców północnej Polski przedstawionej przez redaktora Dużego Formatu Gazety Wyborczej
(styczeń,2023r.) - chociaż wyraźnie i mocno ocenzurowanym przez „usłużnego korektora”.
W opisie tym brakuje bowiem wyraźnego jednoznacznego stwierdzeni, a mianowicie, że nasz kraj
jest wyjątkowo ubogi w naturalne zasoby energii wiatrowej. Zdaje sobie z tego sprawę grupa
rozumnych specjalistów nawet z PAN i młodzi, niestety nieliczni, badacze entuzjaści.
Największym problemem osób zmuszanych do zamieszkania w pobliżu wiatraków jest hałas
słyszalny, szczególnie hałas o niskich częstotliwościach oraz infradźwięki. Dlatego ze zdumieniem
odnotowałem, że najnowsze dzieło („Elektrownie wiatrowe w środowisku człowieka”), w mojej
opinii finansowane przez największego lobbystę wiatrakowego Polskie Stowarzyszenie Energetyki
Wiatrowej (PSEW), wydane zostało przez Komitet Inżynierii Środowiska PAN, który to Komitet
jak również jego członkowie (według mojej wiedzy) nie zajmują się problematyką oddziaływań
turbin wiatrowych na środowisko, w tym na zdrowie człowieka. Ponieważ przez wiele lat
współpracowałem z tym Komitetem (lata 80 i 90-te u.w.), jestem oburzony i jest mi po prostu
wstyd, że moi Koledzy z którymi wspólnie działałem na rzecz środowiska przez wiele lat, dali się
złapać w tę „lobbystyczną pułapkę”. Podejrzewam jednak, że zrobili to nieświadomie. Wspomniane
opracowanie pozostaje poza dziedziną zainteresowań naukowych Komitetu Inżynierii Środowiska,
co łatwo sprawdzić.
Najwłaściwszym Komitetem, w tym przypadku, byłby niewątpliwie Komitet Akustyki PAN, który
w przeszłości zajmował się problemem wiatraków
(tutaj można sprawdzić)
i który w 2017r wyraził też swoją opinię w piśmie do ówczesnego Ministra Ochrony Środowiska
(tutaj można sprawdzić).
Najwidoczniej „sponsor” wspomnianego opracowania spotkał się z odmową wydania przez
Komitet Akustyki tego „dzieła”, być może dlatego, że dwaj autorzy części akustycznej od lat
związani są z branżą wiatrakową, co mogłoby świadczyć o ich małej wiarygodności badawczej
(można przeczytać na stronie 44).
Warto więc w tym miejscu przypomnieć:
„W prawdziwej nauce obowiązywać zawsze powinna zasada prof. John'a Kay z London School of
Economics „Celem nauki nie jest porozumienie w sprawie sposobu działania, ale dążenie do
prawdy" („The objective of science is not agreement on a course of action, but the pursuit of
2truth”) , o czym dzisiaj wielu naszych naukowców, w pogoni za własnym interesem, zbyt często
zapomina.”
Bezkrytycznymi naganiaczami, których celem jest pokrycia naszego kraju mało sprawnymi
instalacjami do wyłapywania ubogich ilości energii odnawialnej z wiatru a także słonecznej są
politycy i samorządowcy. A więc element z grupy gadatliwych osobników rządnych władzy ale z
reguły mało uczciwych, pazernych na łatwe pieniądze i mało obeznanych z naturą i specyfiką
położenia obszarów typowanych bezmyślnie pod zagospodarowania przestrzenne dla potrzeb OZE.
Lekceważą oni żywotne problemy mieszkańców i często racjonalną gospodarkę. Do grupy tej
zaliczają się również dziennikarze, którzy rzadko kiedy wykazują wiedzę na temat, który aktualnie
opisują. Coraz częściej znajduję w prasowych tekstach informację, że wspomniane powyżej
opracowanie jest opinią Polskiej Akademii Nauk na temat oddziaływania wiatraków, co jest
wierutnym kłamstwem, bo opracowanie to jest jedynie własną opinią autorów, którą udało się
wcisnąć sponsorowi w wydawnictwo PAN.
Cała ta grupa apologetów garnie się do wiatraków, jak do miodu, a nawet, jak muchy do ...
cuchnących odpadów.
A realia są takie:
1. W Polsce wiatry, które mogą być użyteczne do wykorzystania ich energii czerpanej z instalacji
wiatrakowych dużej mocy, występują średnio zaledwie przez 60 dni w ciągu roku. Silne wiatry na
terenie naszego kraju przeważają w północnej i północno-zachodniej strefie Polski.
(tutaj można sprawdzić).
2. Wiatry słabe do 2 m/s (wg danych archiwalnych IMGW), wiejące ze wszystkich kierunków,
występują przez 156 dni w roku, ale jako źródło energii nie mogą być one brane pod uwagę.
(Jako kuriozalną ciekawostkę można w tym miejscu podać, że w żadnym dokumencie
dotyczącym miejsca lokalizacji wiatraków, sprzed 2016 rokiem, nie można było znaleźć
informacji o parametrach wietrzności terenu lokalizacji takiej inwestycji.)
3. Podobnie krytyczna sytuacja ma miejsce w przypadku wykorzystywania energii słonecznej.
Panele słoneczne, tak naprawdę, mogą w Polsce sprawiać przyjemność indywidualnym hobbystom,
bo jako źródło stabilnego dopływu energii lepiej nie wiązać z nimi nadziei w poprawienie
ogólnego krajowego bilansu mocy.
A tak dla ogólnej informacji; ocieplenie klimatu nam nie grozi chyba, że totalnie zignorujemy
ochronę środowiska poprzestając tylko na gołosłownym narzekaniu jak to czynimy obecnie. Nie
wytworzy się nigdy płaszcz ochronny ze spalania surowców naturalnych emitujących dwutlenek
węgla i to nawet wówczas gdy spalimy część lasów aby udowodnić, że ma to związek z
ociepleniem klimatu. Wyprodukowany z tych źródeł dwutlenek węgla nawet nie przekroczy
poziomu średniego stężenia występującego w wydychanym powietrzu z płuc Homo sapiens i
innych zwierząt, nie wspominając o metanie i siarkowodorze, których potężnym źródłem jesteśmy
my sami. Nie zapominajmy też, że dwutlenek węgla jest podstawowym-wyjściowym budulcem
substancji organicznych występujących na ziemskim globie. Lepiej o tym nie zapominajcie i nie
ośmieszajcie się, panowie profesorowie a także eksperci towarzyszący politykom, różnej
maści, planującym kandydowanie do nowego Sejmu RP. Dwutlenek węgla przy jego stężeniu
wyższym od 0,4 % w powietrzu atmosferycznym jest silnie pochłaniany przez rośliny i
wykorzystywany prawie do zera. Wykorzystują go również mikroorganizmy wodne,
fotosyntetyzujące, ale intensywnie tylko wówczas jeżeli jego stężenie przekracza 0,2 %. Tak więc
3nie należy walczyć za wszelką cenę z tym gazem bo to głupota posiana przez specjalną grupę
mafijną spod znaku Putina-wyspecjalizowaną w wykorzystywaniu tego zjawiska, (miejmy
nadzieję na szczęście, że jest to już przeszłość), do nachalnego zwiększania swoich zysków z
eksportu gazu i paliw płynnych do UE.
Dziwnym zbiegiem okoliczności nikt nie zwrócił na to uwagi, oprócz piszącego te słowa, że
paliwa te są głównym źródłem dwutlenku węgla. W tej sytuacji można tylko ubolewać nad
zachowaniem premiera Morawieckiego, że pozwolił sobie wcisnąć, przez fertyczną Urszulkę,
kamień milowy w postaci obowiązku obstawienia Polski wiatrakami. Jest to jednak dowód, że w
kraju nadal ma wpływy grupa spłacająca dług wdzięczności Putinowi. Nadal siedzą oni w ławach
sejmowych. Natomiast niedoinformowany pan Premier tańczy po prostu fokstrota, w takt
wymuszony przez nieposiadającego, nawet krzty empatii dla potrzeb społeczeństwa, Prezesa.
A ten który wsławił się niejednokrotnie dzieleniem naszego społeczeństwa na gorszy i lepszy sort
zapomniał jednak, że ogromne koszty jego osobistej obsługi pokrywa całe społeczeństwo a nie
garstka sejmowych klakierów, również będąca kosztowną.
Ponieważ mamy obecnie poważne zamieszanie z przyjęciem lub odrzuceniem KPO,
przypominające, jak to ktoś dosadnie ujął, „pożar w burdelu”, to czas najwyższy przypomnieć
sobie starożytną przestrogę „Mane-Tekel-Fares”, lub bliżej współczesnej prawdy, (z fragmentów
wiersza W.Dąbrowskiego1):
„...Koła historii, jak uczą dzieje,
Toczą się szybciej lub wolniej,
Lecz każdy reżim, mam tę nadzieję,
Wcześniej czy później... tra la la la la.
Tak jak przed laty, proces odnowy
Musi się zacząć oddolnie.
Naród po rozum pójdzie do głowy,
I w końcu wszystko... tra la la la la.
Z tego powodu logiczny wniosek
Nasuwa się mimowolnie:
Gdy prawda dotrze do miast i wiosek,
Wtedy to z hukiem... tra la la la la...”
Uważam, że czasu i cierpliwości nie mamy zbyt wiele....
1. „Kiedy to wreszcie...?”, wiersz Wojciecha Dąbrowskiego, MKWD (Muzyczny Kabaret Wojtka Dąbrowskiego),
https://passa.waw.pl/artykul/kiedy-to-wreszcie,4185
    Prof.dr hab.inż. Marek Lebiedowski, dyscyplina naukowa - inżynieria środowiska  -  styczeń/luty, 2023r