jesienny las

PLANETA ZIEMIA-KLIMAT-ŚRODOWISKO-PRZYSZŁOŚĆ-PRZESĄDY

prof. dr hab. inż. MAREK LEBIEDOWSKI

więcej informacji

KIEDY TO WRESZCIE...?1
„Złote pierniki” i wiatraki (2023r)

W kraju, a zwłaszcza na rozległych jego równinach, nie tylko nadwiślańskich, pojawił się ostrzegawczy alarm. Grupy szaleńców, z różnych ekip politycznych, podchwyciły pomysł rodem z lansowanego przez skompromitowany program unijny zwany Zielonym Ładem, aby powrócić do pomysłu czerpani w Polsce energii z wiatru. Jak zawsze inicjatywę tę lansują grupy cwaniaków – działaczy PSL i nie tylko, niepomne gorzkich doświadczeń, ale i korzyści z okresu współpracy z poprzednią ekipą rządową. Ten pomysł obecnie odgrzewany, zakładający szerokie wykorzystanie wiatru jako źródła energii spodobał się, jak złote „pierniki toruńskie” i innym siłom politycznym w naszym kraju. Zdziwienie może tylko budzić fakt, że nawet PIS w osobie Premiera złożył w tej sprawie wiążące zobowiązanie UE. Zapominał jednak, że ustawa zwana „odległościową”, bo o nią toczy się bój, jako zobowiązanie sztandarowe, umożliwiła jego obecnej partii wygranie wyborów. Teraz toczą się zażarte dyskusje aby ją podeptać. Wszyscy dopuszczeni do głosu, nawet z opozycji w Sejmie, gardłują że należy dopuścić do lokalizacji tych monstrualnych konstrukcji nie dalej od zabudowy mieszkalnej niż 500 m. Natomiast inny sztandarowy poseł przestraszony proroczą przepowiednią o końcu władzy PIS zaproponował zwiększenie odległości turbin od zabudowań do 700 m.

Przed 2016 rokiem turbiny można było ustawiać prawie w każdym miejscu. Pozwalała na to beztroska władza skupiona wokół ministra-wicepremiera J. Piechocińskiego i jego kliki w Ministerstwie Gospodarki i Ministerstwie Ochrony Środowiska. Obrosła ona grupami podejrzanych speców od łatwych i dochodowych interesów. Byli wśród nich ministerialni sekretarze stanu, naczelnicy różnych wydziałów, a także zaufani pracownicy administracji terenowej. Ci ostatni mieli doskonałe kontakty ze złomiarzami sprowadzającymi wówczas wyeksploatowane wiatrakowe turbiny niemieckie. Grupę tę obsługiwała i dostarczała informacji o możliwościach inwestycyjnych dotyczących lokalizacji turbin, rzesza informatorów rekrutujących się z urzędów gminnych oraz pracownicy rejonowych sieci energetycznych. Byli oni szczególnie obeznani w wyławianiu łatwego do wykorzystania pod turbiny istniejącego uzbrojenia terenu w dogodnych do rozbudowy odcinkach elektrycznych sieci przesyłowych. Oczywiście wszystkie grupy działały w systemie i w porozumieniu z kierownictwem urzędów administracji terenowej-od sołtysów, wójtów, prezydentów miast a także i plebanów a nawet biskupów. Natomiast wszelkie skargi i zażalenia czy protesty kierowane do sądów, sanepidów i straży pożarnych, a nawet do samego Prezydenta RP, pozostawały bez odpowiedzi lub kończyły się odmową. Inwestorzy zadbali również o pozyskanie stosownych, przychylnych dla siebie badań „niby naukowych”. Niektóre z nich doczekały się nawet „interesujących uzasadnień” ze strony profesorskich głów orzekających o pozytywnym wpływie wibracji generowanych przez turbiny na sklerotycznych starszych osobników z grupy Homo sapiens (można przeczytać na stronie 43).

Podobno grupa naukowych badaczy z Państwowego Zakładu Higieny (PZH) Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego Państwowego (NIZP) wycofała się ze swoich wcześniejszych badań i wniosków uzasadniających szkodliwość lokalizacji turbin w sąsiedztwie siedzib ludzkich i zabudowań gospodarczych, jak to obecnie twierdzi jeden z apologetów lansujący korektę aktualnie obowiązującej ustawy. Nie jest to prawdą, nadal na stronie NIZP PZH można przeczytać „Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny stoi na stanowisku, że farmy wiatrowe zlokalizowane w zbyt bliskiej odległości od zabudowań przeznaczonych na pobyt stały ludzi mogą mieć negatywny wpływ na komfort życia i stan zdrowia mieszkańców żyjących w ich sąsiedztwie” (tutaj można przeczytać).

Opinia PZH oparta jest na bogatej światowej bibliografii (487 pozycji): (tutaj można sprawdzić).

Zwycięstwo w wyborach PIS w 2015r pozornie zmieniło tę sytuację. Niektóre niezałatwione protesty, społeczne i indywidualne, doczekały się uznania i zwrotu poniesionych kosztów. Taka sytuacja miała miejsce w przypadku złożonego protestu, n.p. przez mieszkańców Gminy Raciąż w województwie mazowieckim, do sądu w Warszawie. Strona skarżąca była tak zdumiona pozytywnym werdyktem Naczelnego Sądu Administracyjnego, że nie wierząc własnym uszom poprosiła o głośniejsze jego powtórne odczytanie.
Niestety, w miarę upływu czasu zapomniano o przyrzeczeniach i PIS w osobie niezorientowanego premiera Morawieckiego dał się wpuścić w pułapkę OZE. Gdyby jednak uważnie wysłuchał relacji mieszkańców miast i wsi, którzy zmuszeni są żyć w cieniu oddziaływania tych monstrualnych słupowych konstrukcji, to może nie podejmowałby nieprzemyślanych decyzji i zobowiązań z grupy kamieni milowych. Obecnie można mu tylko polecić zapoznanie się z opisem gehenny mieszkańców północnej Polski przedstawionej przez redaktora Dużego Formatu Gazety Wyborczej (styczeń,2023r.) - chociaż wyraźnie i mocno ocenzurowanym przez „usłużnego korektora”. W opisie tym brakuje bowiem wyraźnego jednoznacznego stwierdzeni, a mianowicie, że nasz kraj jest wyjątkowo ubogi w naturalne zasoby energii wiatrowej. Zdaje sobie z tego sprawę grupa rozumnych specjalistów nawet z PAN i młodzi, niestety nieliczni, badacze entuzjaści.

Największym problemem osób zmuszanych do zamieszkania w pobliżu wiatraków jest hałas słyszalny, szczególnie hałas o niskich częstotliwościach oraz infradźwięki. Dlatego ze zdumieniem odnotowałem, że najnowsze dzieło („Elektrownie wiatrowe w środowisku człowieka”), w mojej opinii finansowane przez największego lobbystę wiatrakowego Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW), wydane zostało przez Komitet Inżynierii Środowiska PAN, który to Komitet jak również jego członkowie (według mojej wiedzy) nie zajmują się problematyką oddziaływań turbin wiatrowych na środowisko, w tym na zdrowie człowieka. Ponieważ przez wiele lat współpracowałem z tym Komitetem (lata 80 i 90-te u.w.), jestem oburzony i jest mi po prostu wstyd, że moi Koledzy z którymi wspólnie działałem na rzecz środowiska przez wiele lat, dali się złapać w tę „lobbystyczną pułapkę”. Podejrzewam jednak, że zrobili to nieświadomie. Wspomniane opracowanie pozostaje poza dziedziną zainteresowań naukowych Komitetu Inżynierii Środowiska, co łatwo sprawdzić.

Najwłaściwszym Komitetem, w tym przypadku, byłby niewątpliwie Komitet Akustyki PAN, który w przeszłości zajmował się problemem wiatraków (tutaj można sprawdzić) i który w 2017r wyraził też swoją opinię w piśmie do ówczesnego Ministra Ochrony Środowiska (tutaj można sprawdzić).

Najwidoczniej „sponsor” wspomnianego opracowania spotkał się z odmową wydania przez Komitet Akustyki tego „dzieła”, być może dlatego, że dwaj autorzy części akustycznej od lat związani są z branżą wiatrakową, co mogłoby świadczyć o ich małej wiarygodności badawczej (można przeczytać na stronie 44).

Warto więc w tym miejscu przypomnieć: „W prawdziwej nauce obowiązywać zawsze powinna zasada prof. John'a Kay z London School of Economics „Celem nauki nie jest porozumienie w sprawie sposobu działania, ale dążenie do prawdy" („The objective of science is not agreement on a course of action, but the pursuit of 2truth”) , o czym dzisiaj wielu naszych naukowców, w pogoni za własnym interesem, zbyt często zapomina.”

Bezkrytycznymi naganiaczami, których celem jest pokrycia naszego kraju mało sprawnymi instalacjami do wyłapywania ubogich ilości energii odnawialnej z wiatru a także słonecznej są politycy i samorządowcy. A więc element z grupy gadatliwych osobników rządnych władzy ale z reguły mało uczciwych, pazernych na łatwe pieniądze i mało obeznanych z naturą i specyfiką położenia obszarów typowanych bezmyślnie pod zagospodarowania przestrzenne dla potrzeb OZE. Lekceważą oni żywotne problemy mieszkańców i często racjonalną gospodarkę. Do grupy tej zaliczają się również dziennikarze, którzy rzadko kiedy wykazują wiedzę na temat, który aktualnie opisują. Coraz częściej znajduję w prasowych tekstach informację, że wspomniane powyżej opracowanie jest opinią Polskiej Akademii Nauk na temat oddziaływania wiatraków, co jest wierutnym kłamstwem, bo opracowanie to jest jedynie własną opinią autorów, którą udało się wcisnąć sponsorowi w wydawnictwo PAN.

Cała ta grupa apologetów garnie się do wiatraków, jak do miodu, a nawet, jak muchy do ... cuchnących odpadów.
A realia są takie:

1. W Polsce wiatry, które mogą być użyteczne do wykorzystania ich energii czerpanej z instalacji wiatrakowych dużej mocy, występują średnio zaledwie przez 60 dni w ciągu roku. Silne wiatry na terenie naszego kraju przeważają w północnej i północno-zachodniej strefie Polski. (tutaj można sprawdzić).

2. Wiatry słabe do 2 m/s (wg danych archiwalnych IMGW), wiejące ze wszystkich kierunków, występują przez 156 dni w roku, ale jako źródło energii nie mogą być one brane pod uwagę. (Jako kuriozalną ciekawostkę można w tym miejscu podać, że w żadnym dokumencie dotyczącym miejsca lokalizacji wiatraków, sprzed 2016 rokiem, nie można było znaleźć informacji o parametrach wietrzności terenu lokalizacji takiej inwestycji.)

3. Podobnie krytyczna sytuacja ma miejsce w przypadku wykorzystywania energii słonecznej. Panele słoneczne, tak naprawdę, mogą w Polsce sprawiać przyjemność indywidualnym hobbystom, bo jako źródło stabilnego dopływu energii lepiej nie wiązać z nimi nadziei w poprawienie ogólnego krajowego bilansu mocy.

A tak dla ogólnej informacji; ocieplenie klimatu nam nie grozi chyba, że totalnie zignorujemy ochronę środowiska poprzestając tylko na gołosłownym narzekaniu jak to czynimy obecnie. Nie wytworzy się nigdy płaszcz ochronny ze spalania surowców naturalnych emitujących dwutlenek węgla i to nawet wówczas gdy spalimy część lasów aby udowodnić, że ma to związek z ociepleniem klimatu. Wyprodukowany z tych źródeł dwutlenek węgla nawet nie przekroczy poziomu średniego stężenia występującego w wydychanym powietrzu z płuc Homo sapiens i innych zwierząt, nie wspominając o metanie i siarkowodorze, których potężnym źródłem jesteśmy my sami. Nie zapominajmy też, że dwutlenek węgla jest podstawowym-wyjściowym budulcem substancji organicznych występujących na ziemskim globie. Lepiej o tym nie zapominajcie i nie ośmieszajcie się, panowie profesorowie a także eksperci towarzyszący politykom, różnej maści, planującym kandydowanie do nowego Sejmu RP. Dwutlenek węgla przy jego stężeniu wyższym od 0,4 % w powietrzu atmosferycznym jest silnie pochłaniany przez rośliny i wykorzystywany prawie do zera. Wykorzystują go również mikroorganizmy wodne, fotosyntetyzujące, ale intensywnie tylko wówczas jeżeli jego stężenie przekracza 0,2 %. Tak więc 3nie należy walczyć za wszelką cenę z tym gazem bo to głupota posiana przez specjalną grupę mafijną spod znaku Putina-wyspecjalizowaną w wykorzystywaniu tego zjawiska, (miejmy nadzieję na szczęście, że jest to już przeszłość), do nachalnego zwiększania swoich zysków z eksportu gazu i paliw płynnych do UE. Dziwnym zbiegiem okoliczności nikt nie zwrócił na to uwagi, oprócz piszącego te słowa, że paliwa te są głównym źródłem dwutlenku węgla. W tej sytuacji można tylko ubolewać nad zachowaniem premiera Morawieckiego, że pozwolił sobie wcisnąć, przez fertyczną Urszulkę, kamień milowy w postaci obowiązku obstawienia Polski wiatrakami. Jest to jednak dowód, że w kraju nadal ma wpływy grupa spłacająca dług wdzięczności Putinowi. Nadal siedzą oni w ławach sejmowych. Natomiast niedoinformowany pan Premier tańczy po prostu fokstrota, w takt wymuszony przez nieposiadającego, nawet krzty empatii dla potrzeb społeczeństwa, Prezesa. A ten który wsławił się niejednokrotnie dzieleniem naszego społeczeństwa na gorszy i lepszy sort zapomniał jednak, że ogromne koszty jego osobistej obsługi pokrywa całe społeczeństwo a nie garstka sejmowych klakierów, również będąca kosztowną. Ponieważ mamy obecnie poważne zamieszanie z przyjęciem lub odrzuceniem KPO, przypominające, jak to ktoś dosadnie ujął, „pożar w burdelu”, to czas najwyższy przypomnieć sobie starożytną przestrogę „Mane-Tekel-Fares”, lub bliżej współczesnej prawdy, (z fragmentów wiersza W.Dąbrowskiego1):

„...Koła historii, jak uczą dzieje,
Toczą się szybciej lub wolniej,
Lecz każdy reżim, mam tę nadzieję,
Wcześniej czy później... tra la la la la.

Tak jak przed laty, proces odnowy
Musi się zacząć oddolnie.
Naród po rozum pójdzie do głowy,
I w końcu wszystko... tra la la la la.

Z tego powodu logiczny wniosek
Nasuwa się mimowolnie:
Gdy prawda dotrze do miast i wiosek,
Wtedy to z hukiem... tra la la la la...”

Uważam, że czasu i cierpliwości nie mamy zbyt wiele....

1. „Kiedy to wreszcie...?”, wiersz Wojciecha Dąbrowskiego, MKWD (Muzyczny Kabaret Wojtka Dąbrowskiego), https://passa.waw.pl/artykul/kiedy-to-wreszcie,4185

    Prof.dr hab.inż. Marek Lebiedowski, dyscyplina naukowa - inżynieria środowiska  -  styczeń/luty, 2023r

  Liczba odwiedzin: 

Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 4.0 Międzynarodowe 2019-2022 Marek Lebiedowski