jesienny las

PLANETA ZIEMIA-KLIMAT-ŚRODOWISKO-PRZYSZŁOŚĆ-PRZESĄDY

prof. dr hab. inż. MAREK LEBIEDOWSKI

więcej informacji

Retencjonowanie wody i inne problemy ochrony środowiska

Gromadzenie wody w zbiornikach retencyjnych to nie jedyne zadanie i cecha właściwej gospodarki wodnej. O jej sprawności świadczy również troska o usprawnienie, w granicach rozsądnych, przepływów w korytach rzecznych. Sprawny spływ wody zmniejsza niebezpieczeństwo występowania nagłych powodzi i podtopień a także ułatwia wykorzystanie rzek dla żeglugi i ich spiętrzania dla pozyskiwania energii. Tymczasem większość naszych rzek, zwłaszcza dużych, płynie nadal rzadko uregulowanym – niekiedy celowo, ku satysfakcji ekologów, korytem pierwotnym będącym rajem głównie dla ptaszków. Największa nasza rzeka Wisła, szczególnie w środkowym odcinku, płynie szerokim płytkim pełnym rozlewisk korytem wypełnionym łachami piasku, przywleczonymi, po procesie denudacji szlifu karpackiego, aż z rejonów południowej Polski. Odcinek ten jest regularnie zagrożony falami wezbrań powodziowych. Nie był korygowany zabiegami hydrotechnicznymi długofalowymi, takimi jakie zostały zastosowane np. na Odrze, ułatwiającymi pogłębienie koryta. Zabiegi te na wielu odcinkach środkowej Wisły zmierzające do zwiększenia prędkości jej przepływu, są niezbędne. Ich brak spowodował utratę przez nią cech drogi wodnej przydatnej nie tylko dla żeglugi. Do Bałtyku z dorzecza Wisły, mającego powierzchnię ponad 194300 km^2, odprowadzane jest ponad 32 km^3 wody. Zdecydowanie za mało jest jej magazynowane również w zlewniach cząstkowych, w zbiornikach retencyjnych, co wcześniej już sygnalizowano. W pasie obszaru jaki przypadł nam w udziale po 1945 roku nasze potencjalne zasoby wody nie uległy prawie zmianie w stosunku do dwudziestolecia międzywojennego. Po ponad 75 latach zderzamy się z problemem braku dostatecznej ilości wody w sytuacji nawet chwilowych sezonowych braków opadów atmosferycznych. Jednocześnie załamujemy ręce podczas chwilowych wezbrań spowodowanych napływem wód powodziowych z obszaru zlewni górnej Wisły.
A w przeszłości plany były piękne tylko nie zrealizowane ale nadal są snute, nawet przez współczesną władzę, tylko czynnie nie podejmowane. Problemy z obecną gospodarką wodną spowodowane są bowiem brakiem perspektywicznego myślenia. Wywołano go już w przeszłości, przez likwidację Centralnego Urzędu Gospodarki Wodnej i jego zamianę na 7 Okręgowych Dyrekcji Gospodarki Wodnej i dopełnieniem tej struktury o 7 Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej. Niepokojące skutki tej reorganizacji były częstym tematem dyskusji na posiedzeniach komitetu Inżynierii Środowiska PAN, którego członkiem był, piszący te słowa, od 1984 roku. Komitet do początku XXIw, działał wówczas pod przewodnictwem, nieodżałowanej pamięci, profesora Stefana Kozłowskiego. Z Jego inicjatywy problemy gospodarki wodnej były prawie stałym tematem obrad Komitetu i były przekazywane ówczesnemu Ministerstwu Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, gdzie utonęły bez echa.
Obecną nieskoordynowaną sytuację w gospodarce wodnej naszego kraju powinno nadzorować nadal Ministerstwo Środowiska, które obecnie skoncentrowało swoją uwagę na innych pobocznych, łatwych problemach. Winę za nie ponoszą przede wszystkim „politycy z górnej półki”, którym nawet obecnie dopisała fantazja przy powoływaniu nowego ministerstwa pod nazwą Ministerstwo Klimatu. Podobno, jak wieść niesie, ministerstwo to, oprócz dobrych pomysłów było wyposażone również w miotłę do zamiatania Słońca. Ten nowy wymyślony twór państwowotwórczej biurokracji mógłby się zająć również gospodarką wodną jak i wiatrami, i w ogóle innymi OZE do produkcji taniej energii. Bowiem z konstruowania kaskad na rzekach i ich regulacji, (po ponad 80-u latach od rozważania takiego planu), już można oczekiwać korzyści gospodarczych w postaci zwiększenia mocy białej energii, to z wiatrów wygenerowane zostaną same kłopoty, niezależnie od tego które ministerstwo zajmie się tymi problemami.
Na groteskowej bajce wiatrowej poprzednia ekipa rządząca lekko wyszczerbiła sobie zęby, bo obszar naszego kraju pozbawiony jest wiatrów i miejsc do lokalizowania farm wiatrowych. Te obecne instalacje wiatrowe, które powstały przed 2016 rokiem na terenie naszego kraju, zostały wzniesione pomimo braku zgody na ich lokalizację ze strony okolicznych mieszkańców, bo zagrażają ich zdrowiu. Dlatego, należy bezwzględnie dążyć do ich likwidacji w miejscach, w których ich odległość od zabudowań mieszkalnych jest mniejsza niż wynika to z obowiązującego obecnie przepisów prawa (10H) chyba, że miejscowa społeczność wyrazi zgodę na ich pozostawienie w dotychczasowym miejscu. Nowe instalacje wiatrakowe powinny być lokalizowane nie bliżej niż 3 km od zabudowań mieszkalnych. Ponadto niech niektóre puste głowy polityczne przestaną udawać, że odnawialne źródła energii z wiatru, to doskonały pomysł gospodarczy dla kraju, a nie dla nich, i ich przyjaciół. Już to było przerabiane. Nowe farmy wiatrowe w Polsce mogą być lokalizowane jedynie w pasie przybrzeżnym morza Bałtyckiego i tylko w miejscach bezpiecznych dla mieszkańców i za ich bezwzględną zgodą. Nowe konstrukcje elektrowni wiatrowych szczególnie zagrażają życiu i zdrowiu mieszkańców a ponadto nie gwarantują, w warunkach pogodowych i klimatycznych naszego kraju, sprawności zapewniającej ciągłość produkcji energii powyżej 20%. Tej energii nie da się przechować nawet w fałdach szerokiej i długiej spódnicy pewnej pani minister.
Pomysł ponownej próby obstawienia Polski wiatrakami, jest kompletną bzdurą, która może się skończyć przegraną nawet najbliższych wyborów. Powinno to zaniepokoić niektóre prominentne osoby.

    Prof.dr hab.inż. Marek Lebiedowski, dyscyplina naukowa - inżynieria środowiska  -  wrzesień, 2020r

  Liczba odwiedzin: 

Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 4.0 Międzynarodowe 2019-2022 Marek Lebiedowski