jesienny las

PLANETA ZIEMIA-KLIMAT-ŚRODOWISKO-PRZYSZŁOŚĆ-PRZESĄDY

prof. dr hab. inż. MAREK LEBIEDOWSKI

więcej informacji

Krótka historia histerii globalnego ocieplenia

Media światowe i wybrane rodzime mają nowy problem do rozwiązania: „jak wykorzystać ocieplenie klimatu” dla spopularyzowania związanych z tym problemem interesów międzynarodowych grup bankierów i polityków, dobrze przez tych pierwszych wynagradzanych, do wywołania histerii kryzysu ocieplenia. Ponieważ ocieplenia klimatu na skalę apokalipsy nie będzie, bo ocieplenie, które mamy obecnie trwa już co najmniej od 10 lat, więc najlepiej w tej sytuacji podgrzać histerię kryzysu ocieplenia wykorzystując ciemnotę wybranych warstw społeczeństwa. Według apologetów takiego działania, które już nie pierwszy raz zostało przetestowane, najlepiej podrzucić taki handlowy temat naiwnej dzieciarni, a ta wzruszy niedoinformowanych ich opiekunów a także licznych cwaniaków. W naszych warunkach zainteresuje to również koniunkturalnych intelektualistów, powiązanych z ośrodkami, oficjalnie naukowymi. W ten sposób zebrał się już i u nas prawie komplet chóru, który jest przekonany o słuszności bzdury jaką jest kryzys klimatyczny. Promieniuje w nim, na skalę wiedzy i autorytetu chóru, międzynarodowa marionetka (tak określana przez działaczy francuskiego ruchu antywiatrakowego), a jest nią słynna Greta z warkoczykami. W podobnym wieku mamy i my nasze rodzime dziewczę, które siedziało do niedawna z plakatem pod sejmem.
Jednocześnie trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że stanowisko rządu RP na terenie UE o przesunięciu terminu ostatecznej walki z ociepleniem, sprowadzającym się rygorystycznie do ograniczenia emisji dwutlenku węgla jako gazu winnego katastrofie klimatycznej z 2030r na 2050, jest bardzo słuszne, bowiem powszechne hasło o konieczności likwidacji paliw naturalnych, głównie z uwagi na emisję CO2 jest totalną bzdurą. CO2 nie ma wpływu na ocieplenie klimatu i nie jest gazem cieplarnianym. Może on być gazem cieplarnianym wówczas, gdyby zgromadził się jego nadmiar w szklarni, względnie rano pod kołdrą każdego homo sapiens, wraz z siarkowodorem, który jest gazem palnym.
Ilość dwutlenku węgla w atmosferze Ziemi nie występuje w stężeniu uwzględnianym statystycznie, bo stężenie to jest znikomo niskie. Atmosfera ziemska zawiera głównie: 78% azotu, 21% tlenu i 1%argonu, a ilość dwutlenku węgla w atmosferze to obecnie zaledwie 0,04%. Tylko w bardzo zanieczyszczonym powietrzu można stwierdzić obecność CO2, ale również i innych gazowych związków chemicznych. Ciśnienie parcjalne CO2, nawet w powietrzu zanieczyszczonym unoszącym się nad miastami i nad niektórymi ośrodkami przemysłowymi w miastach, ma niewielki wpływ na temperaturę specyficznej miejskiej wyspy ciepła. Temperatura jej zależy bowiem od przewietrzania miasta i liczby mieszkańców.1 Można ją kojarzyć ze smogiem, ale zjawisko smogu, to przejaw niedbalstwa zarządzających i niestety niechlujstwa mieszkańców. Wywieszanie więc sztandarów i plakatów z hasłami walki z dwutlenkiem węgla i globalnym ociepleniem, to przejaw głupoty, nieuctwa i niekompetencji. Udział naszego kraju w emisji dwutlenku węgla w skali całego globu, w przeliczeniu na CO2 z wydobywanego węgla to zaledwie 3 nano% natomiast Chin to już prawie 50 nano %, Rosji 6,5 nano %, Niemiec 3,5 nano %. Całkowita łączną emisję CO2, ze spalania 50% wydobywanego węgla na świecie, uwzględniając pozostałe gospodarki i wyżej wymienione, można obecnie szacować na 110·10-9 nano% masy atmosfery Ziemi w okresie jednego roku. Wzrost poziomu stężenia CO2 w atmosferze o 0,01% z obecnego 0,04% do 0,05%, przy wskazanym wyżej tempie rocznej emisji, trwałby przez ponad 70tys. lat. Nawet połowa tego okresu czasu nie upoważnia więc obecnie do „lamentów” i narzucania radykalnych zmian gospodarczych, a szczególnie w energetyce. Cwaniacy rodzimi i polityczni klakierzy wywodzący się z elit rządowych Francji i Niemiec usiłują jednak wmówić również polskim nieukom, że powinniśmy zrezygnować z naszych naturalnych źródeł paliw energetycznych a nawet z energii atomowej na rzecz wykorzystania odnawialnych źródeł energii (OZE). Zwolennicy walki z emisją CO2 są nieświadomi faktu, że gdyby nawet udało się go wytępić na Ziemi, to w ciągu dwóch lat życie organiczne na naszej planecie by zamarło. Wówczas, zaledwie przez niewielką chwilę, zwolennicy bajki o potrzebie walki z CO2 mieliby satysfakcję z przeprowadzonego eksperymentu. Brak bowiem dwutlenku węgla i energia Słońca doprowadziłyby do totalnej kremacji wszystkich żywych istot na Ziemi, a wody mórz i oceanów zmieniłyby się w pokłady soli. Głosiciele potrzeby walki z CO2 to absolutni głupcy, bo zapominają, że ich ciała w 18% to też czysty węgiel. Węgiel ten pochodzi z biosyntezy i wyłącznie z dwutlenku węgla oraz wody. To z tych związków chemicznych-prostych, w procesie fotosyntezy tworzą się: cukry, białka, tłuszcze. Wytwarzaniem ich zajmują się na Ziemi miliardy ton drobnoustrojów (bakterii, okrzemek, grzybów) żyjących w wodach mórz i oceanów. Stanowią one 90% tzw. producentów. Tylko 10% tych żyjących, głównie na lądach, organizmów odpowiada za piękno otaczających nas zielonych krajobrazów. Wszystkie te mikroorganizmy zawierają chlorofil produkując masę organiczną dla specyficznej grupy konsumentów, w tym także dla człowieka. O tym wiedzieć powinien każdy homo sapiens jeżeli chodził do szkoły, oprócz specjalnie utrzymywanych w ciemnocie elektoratów. Świadoma jest tego i potrafi to wykorzystać nie tylko p.Merkel i p.Macron, ale też i inni przywódcy polityczni udający „cwane gapy”. A może tak przypomnieć o tym Grecie i naszej Indze, bo czegoś o krążeniu węgla, azotu, fosforu i innych niezbędnych i ważnych dla procesów biochemicznych pierwiastakach na pewno „liznęły” w szkole. Może tak uświadomione wskazane wyżej panienki i tak łaknące rozróby, masowo występujące w obronie klimatu grupy rozbrykanych dzieciaków, pójdą po rozum do głowy. A co robią nasze i ,nie tylko, elity naukowe? Czy zakończyli edukację na przedszkolu? Jakoś nie widać kontrmanifestacji, a może nawet oni również wolą żarówkę tradycyjną niż oszczędną ledową? Czy biochemicy nie wiedzą, że nasza planeta Ziemia, to specyficzny, gigantyczny reaktor biochemiczny, którego wody aż kipią od życia wypełnionego producentami substancji organicznych i chłoną nadmiar energii Słońca? To mikroorganizmy zużywające ogromne zasoby energii słonecznej, niezbędnej w procesach syntezy, utrzymują w wyniku swojej specyficznej biosyntezy równowagę termiczną biosfery. To one odpowiadają za ciągłą biosorpcję CO2 i jego utrzymywanie się na prawie niezmienionym poziomie w całym neogenie. Obecne niby-zawirowania klimatyczne, (w Polsce odczuwalne w wybranych rejonach), to tylko lekkie anomalie charakterystyczne dla termiki strefy umiarkowanej na Ziemi. Ocieplenia, którego doznajemy chwilowo ale równomiernie rozłożonego, to bezsprzecznie sprawa zwiększonej aktywności Słońca i docierającej z tej gwiazdy energii. Ekstremalne, globalne okresy ocieplenia, które nawiedziły Ziemię w przeszłości, to prawdopodobnie zjawiska spowodowane kolizją naszego globu z asteroidami i aktywnością wulkanów. Wzrost energii związany z kolizją może wywołać przegrzanie na dużych obszarach masy wód oceanicznych i sprowokować ruchy płyt kontynentalnych, a następnie zintensyfikować aktywność wulkanów, jako specyficznych „wrzodów” z wciąż kipiącego jądra naszej planety i wywołać silne turbulencje wód i atmosfery. Sądząc z wykresu zamieszczonego na rys.1, obrazującego zmiany temperatury w ostatnim tysiącleciu epoki holocenu, w której żyjemy, wyraźne ocieplenie, odczytane na podstawie pomiarów z odwiertów w lodowcach, miało miejsce od końca VIII wieku do XIV wieku. Wiemy o tym również ze źródeł pisanych, a nie z pomiarów, bo termometrów wówczas jeszcze nie znano.

rys 1
Rys.1   Schemat globalnych zmian temperatury w ostatnim tysiącleciu
(źródło: 7 Observed Climate Variations and Change-Raport IPCC, 1990)
https://www.researchgate.net/publication/255982533 _Observed_Climate_Variations_and_Change

O tym okresie wspominają obszernie kroniki islandzkie, a także wzmiankuje o tym nasz rodzimy dziejopis Jan Długosz, w swoim dziele „Roczniki czyli Kronika Sławnego Królestwa Polskiego”2. Pod datą „Rok Pański 974” Jan Długosz zapisał:

„Zima owego roku była długa i ciężka, obfita w szron [i] wielkie śniegi, zamroziła wszystkie morza, jeziora, stawy i bagna, trwała od Kalendów listopadowych aż do wiosennego zrównania [dnia z nocą] ku wielkiemu zdumieniu wszystkich, ponieważ w owym wieku nie poprzedziło jej nic podobnego”

i tego samego możemy się spodziewać i obecnie. Dalej J.Długosz zapisał:

„Rok Pański 988, Powodzie i posucha”: „[Były] częste i długotrwałe powodzie, a po nich przyszło upalne i dla wielu [ludzi] zgubne lato i dlatego zbiory częściowo przepadły, częściowo umniejszyły się, nadto wiosną nastąpiła niezwykła posucha, co przeszkodziło wiosennym zasiewom. Na to spadły wielkie śniegi, po nich deszcze tak długotrwałe, że wstrzymały zasiewy jesienne i sprowadziły głód.”

Jak widać relacje brzmią nader współcześnie, jakby wyjęte z gazet i czasopism Anno Domini 2019. Nie są to opisy sytuacji z początku okresu ocieplenia. Już przeszło 100 lat wcześniej, bo na początku X wieku Wikingowie ze Skandynawii skolonizowali Islandię a następnie Grenlandię. Islandia, wcześniej jako lodowa wyspa wulkaniczna, już w tym okresie (początek X wieku), była pokryta gęstymi lasami, co potwierdzają kroniki. Ocieplenie musiało tam trwać co najmniej 50 lat aby wyrósł las. Wiek dziewiąty był bowiem okresem sprzyjającym rozkwitowi przyrody za kołem polarnym, co wynika również z opisu zawartego w Kronice Islandczyka Eri Frodego, który żył w latach 1067-1148. Ma to też potwierdzenie w innej kronice islandzkiej Landnamabok, która powstała po 1200r. W niej znajduje się szczegółowy opis zasiedlenia przez Islandczyków w X wieku Grendlandii. Historię tych odkryć, w sposób zbeletryzowany, opisał w XX wieku Paul Herrmann w swojej książce „Siódma minęła ósma przemija”3. Islandczycy zasiedlili Grenlandię, tę lodowatą wyspę, tworząc tam liczne osady z których jedna, największa, stała się nawet siedzibą biskupstwa. Kres rozkwitu tej kolonii został ostatecznie przerwany w XIV wieku z nadejściem silnego ochłodzenia klimatu strefy północnej i subarktycznej. Europejscy mieszkańcy opuścili Grenlandię w 1342r. Na wyspie pozostały tylko ruiny osiedli, które podziwiali liczni uczestnicy wypraw polarnych podejmowanych przez Anglików w XVI i XVII wiekach, aż po wiek XIX i XX. Chwilowe ocieplenie klimatu, które nastąpiło pod koniec XVII wieku, pozwoliło już w roku 1721 podjąć wyprawę do Grenlandii duńczykowi Hansowi Egde, znanego jako misjonarza Eskimosów. Misjonarz ten nie znalazł już na Grenlandii nikogo z dawnych europejskich mieszkańców. Z wyprawy tej przywiózł jedynie wspomnienie, że:

„Lód cofnął się tego lata także o wiele dalej na północ niż zwykle”, „Z wysokiego wybrzeża dolatywał nieprzerwany huk grzmotów. Całe góry lodowe urywały się na ostrych brzegach skał i spadały z piekielnym hukiem i łomotem w sfalowane, spienione morze; ale nie było już niezmierzonych pól lodowych, które sto lat temu opisywali kapitanowie angielscy Davis i Baffin”.

Opis tej groźnej sytuacji brzmi również bardzo współcześnie, jakby z relacji mediów głównego nurtu, masowej propagandy - stacji telewizyjnych i radiowych, czy też doniesień prasowych Anno Domini 2019.
Wystarczyło bowiem zaledwie 11 lat, t.j. czas średniego cyklu słonecznego, aby po ewidentnie chłodnym okresie 1640-1710 nastąpiło krótkie, pozorne ocieplenie, które umożliwiło podjęcie przez Hansa Egde wyprawy do Grenlandii. Zakres lądolodów na Grenlandii w tym okresie był większy niż przedstawia to mapa (Mapa 1).

mapa1

Mapa.1
(źródło: Paul Herrmann, „Siódma minęła ósma przemija....

Lądolód cofnął się na około 50km od wybrzeża wyspy. Miejscowość Gardar, osiedle wschodnie – siedziba biskupstwa z przełomu X-XIVw, dzieli od lądolodu 10 km. Zjawisko cofania się lodów na Grenlandii jest więc powtarzalne, aż do czasów nam współczesnych, tylko nie było w przeszłości „odtrąbiane”, jako ocieplenie klimatu lub kryzys klimatyczny przez cwaniaków korzystających z hałaśliwych mediów, bo ich jeszcze wówczas nie było. A tak naprawdę, dopóki Prąd Zatokowy z obszaru zwrotnikowego Oceanu Atlantyckiego, zwany Golfsztromem nie zmieni swojego charakteru t.j. silnej strugi ciepłej wody, która w głównym swym nurcie od Zatoki Meksykańskiej do Oceanu Lodowatego ma szerokość prawie 150km i głębokość 0,5km, to trudno byłoby nie obawiać się bardzo silnego ochłodzenia, ale prąd ten nadal płynie. Prąd Zatokowy dostarcza północnym obszarom strefy umiarkowanej i subarktycznej, płynąc z prędkością średnio 1,5 km/h, energii cieplnej rzędu 5x1013 kJ/km3. Na trasie przepływu ochładza się on średnio o 20oC, ogrzewając również krańce północne Europy, w tym nie tylko wybrzeże Norwegii ale dociera również do Murmańska i Nowej Ziemi. Jego energia cieplna może być porównywana ze spalaniem 7 milionów ton węgla.5 Tak długo jak Prąd Zatokowy będzie aktywny, zmienić go mogą nadzwyczajne katastrofy globalne, w tym kolizje Ziemi z asteroidami a także wybuchy wulkanów, to nie musimy się obawiać dramatycznych zmian klimatu w strefie umiarkowanej. Analizując wykres zmienności temperatury przedstawiony na rys.1 nietrudno zauważyć, że w zasadzie na początku XVIII wieku ocieplenie nie było tak wyraziste, jak można by było go oczekiwać w okresie jego apogeum na przełomie XII i XIII wieku. Upalne okresy w ogóle nie występowały, a łagodne zimy prawdopodobnie były regułą. Potwierdza się to obecnie na terenie naszego kraju. Kilka okresów ochłodzenia, które się pojawiły na przełomie XV i XVI wieku-po wiek XX, nie zostało odebrane w Europie jako zbyt dokuczliwe. W tym okresie n.p. król Władysław Jagiełło z upodobaniem, w czasie wiosennym, słuchał śpiewu słowików, chociaż którejś wiosny przeziębił się - z wiadomym smutnym skutkiem. Na przełomie XV i XVI wieku również nie odnotowano ekstremalnych warunków zimna. Jan Kochanowski w Czarnolesie wypoczywał w upale pod lipą (wiek XVI). Te, znane nam i obecnie, doznania uniesień wiosennych i letnich, chyba nie wymagały okrywania się kożuchem przy temperaturach wyższych od 20oC. Okresy względnie ciepłe są charakterystyczne dla całej Europy, a zawdzięczamy je położeniu geograficznemu, bo mieszkamy, jak wcześniej wspomniano, w równoleżnikowej północnej strefie klimatu umiarkowanego. Na Ziemi strefę tę, spośród pozostałych, wyróżnia bowiem największa powierzchnia lądów (Tabela 1)4,5.

tabela1

Tabela.15

Powierzchnia lądów tej części planety zajmuje 90% ogólnej powierzchni globu. Strefa umiarkowana, to ogólna powierzchnia wraz z morzami i oceanami równa 53,22 mln km2 – 10% naszej planety, z tego 90%, to powierzchnia zajęta przez lądy. Dla porównania strefa umiarkowana półkuli południowej to obecnie 34,47 mln km2 – 7% powierzchni Ziemi, w tym niespełna 1% to powierzchnia lądów. Dlatego na półkuli północnej zjawiska klimatyczne mają inny charakter niż na półkuli południowej. Na południu jest generalnie chłodniej, a także punktów pomiarowych jest tam niewiele, i nic w tym dziwnego, że nawet w Australii może padać śnieg. Wyraźne ocieplenie na półkuli północnej w ostatnim tysiącleciu zakończyło się w XIV wieku, podobno kończąc się wystąpieniem słonecznego minimum (minimum Maundera), ale ślady ciepła przeszłych wieków pozostają na ziemiach polskich niemal do połowy XVII wieku. Do śladów tych należy uprawa, z powodzeniem, krzewów winorośli o czym np. traktuje w swojej Encyklopedii Staropolskiej Zygmunt Gloger6. W pierwszej połowie XIX wieku do 1850r, jak można sądzić z pomiarów już dokonywanych z zastosowaniem termometrów gdańszczanina Farenheita, a później Celsjusza, zakończył się okres oziębienia. Nastał od 1860 do 1880r okres ocieplenia – trwał 20 lat. Kolejny okres ocieplenia zanotowano od 1910 do 1940r po którym nastąpił okres ochłodzenia trwający od roku 1940 do 1970.7
Ocieplenie podobno miało też miejsce od 1977 do 2000r. Piszący ten tekst przeżywał te plagi zmian i kaprysów klimatycznych od 1935r. Ochłodzenie po 1940r zapamiętał, bo na przełomie 1941 i 1942r okupanci niemieccy masowo zdzierali z Polek i Polaków futra i kożuchy z wiernych, opuszczających kościół w Ciechanowie. Ciepłe okrycia były potrzebne aby użyć ich do ogrzania żołnierzy Wermahtu, którzy masowo umierali z zimna w okopach pod Moskwą. Ale ten przypadek nie był pierwszym w dziejach Europy, bo wcześniej, jak wiadomo, doznały tego samego wojska Napoleona.
Natomiast prawdziwą współczesną histerię globalnego ocieplenia wywołało wystąpienie przed Kongresem Amerykańskim w 1988r klimatologa z NASA Jamesa Hansena, który na podstawie faktu, że lata 1988 i 1989 w Stanach Zjednoczonych były niezwykle suche i gorące, oznajmił „autorytatywnie”, że należy oczekiwać globalnego ocieplenia Ziemi8.
Hansen swoim oświadczeniem wywołał nie panikę, ale przede wszystkim ogromne zainteresowanie wielkiego biznesu i sfer finansowych. Grupy te „zwęszyły” możliwość zrobienia dużego interesu na produkcji i instalowaniu elektrowni wiatrowych. Biznes z tym związany rozkwitł na niespotykaną skalę a to dlatego, że winowajcę globalnego ocieplenia upatrzono sobie również we wzroście emisji do atmosfery gazów cieplarnianych, a głównie dwutlenku węgla.
Wzrostowi popularności tej, pochopnie puszczonej w świat bzdury, nie przeszkodził fakt, że już 1990 roku, północne rejony Stanów Zjednoczonych i Kanady nawiedziły nie notowane wcześniej mrozy dochodzące do -40oC i -53oC, oraz śnieżyce. Grupy zainteresowane utrzymaniem histerii globalnego ocieplenia zignorowały także fakt, że klimatolodzy zmienili płeć pacyficznego frontu „el Nino”(chłopiec) na „la Nina” (dziewczynka), bo temperatura wód tego gigantycznego strumienia ciepłej wody na Pacyfiku spadła o 7oC. Sytuacja ta powtarza się aż po rok bieżący cyklicznie i to od ponad 30 lat. Informacji tych dostarczyły, w okresie ostatniej zimy, wszystkie media różnych opcji. W tych okolicznościach nie należy się dziwić chłodnemu i wyważonemu stanowisku Prezydenta USA Donalda Trumpa, na różnego rodzaju, wyssane z palca prognozy i międzynarodowe porozumienia odnośnie ograniczania stężenia dwutlenku węgla, i likwidacji energetyki opartej na tradycyjnych kopalnianych jej źródłach.

Podsumowanie

Ocieplenie AD 2019 na obszarze Polski nikomu nie zaszkodzi. Geograficzne położenie obszaru naszego kraju w strefie klimatu umiarkowanego objawia się zmianami pogody pozostającej pod wpływem dynamicznego oddziaływania Oceany Atlantyckiego i mas powietrza arktycznego z obszaru strefy arktycznej i podbiegunowej. Wpływy klimatu kontynentalnego znad Europy Wschodniej, także mają miejsce, ale głównie w okresach letnich i zimowych. Równikowe masy powietrza znad kontynentu afrykańskiego, występują głównie w okresach wiosennych i letnich. Kształtują one pogodę przede wszystkim w części południowo-wschodniej Polski. Tym złożonym, wielokierunkowym oddziaływaniom zawdzięczaliśmy w ostatnim dziesięcioleciu względnie łagodne zimy, ciepłe lata i deszczowe okresy jesienne. Ekstremalne zjawiska, jak: burze, trąby powietrzne, gradobicia i krótkotrwające deszcze ulewne, są i były spowodowane zwiększonym docieraniem do powierzchni naszej planety energii słonecznej. Nie zmienia to faktu, że wszystkie wymienione wyżej zjawiska atmosferyczne nie poprawiają naszej sytuacji związanej z zapewnieniem gospodarce rolnej i przemysłowi, odpowiedniej do potrzeb, ilości wody.
Krótkotrwałe opady atmosferyczne dostarczają nam od lat średnio 600mm wody na metr kwadratowy powierzchni. Prawie 70% tej wody, z powodu zaniedbań i beztroski suwerena wiejskiego, ulega odparowaniu. (Dlatego już nikt w Europie nie zachwyca się, reklamowaną przez „zielonych półgłówków”, pierwotną dzikością naszej królowej rzek-Wisłą, tylko puka się znacząco w czoło.) Nadal nie mamy bowiem w naszym, prawie czterdziestomilionowym kraju, odpowienio zorganizowanej gospodarki wodnej. Działania podjęte przed II Wojną Światową w kierunku racjonalnego gromadzenia wody w rejonach Podkarpacia, nie były kontynuowane po 1945 roku w sposób odpowiedzialny. Szumnie zapowiadany i opracowywany program „WISŁA” z lat siedemdziesiątych XX wieku, skończył się tylko realizacją stopnia wodnego we Włocławku i regularnymi powodziami w środkowym biegu Wisły, a także żałosnymi spadkami przepływów w rzekach na obszarze środkowej Polski. Zaledwie ogarnięty został problem zaopatrzenia w wodę dla mieszkańców dużych miast. Zapomniano jednak wtedy o ośrodkach miejskich powiatowych i gminnych. Zezwolono natomiast, w niektórych rejonach, na masową meliorację gruntów wiejskich. Propagowany był w swoim czasie program małej retencji, ale pozostało po nim parę drobnych zbiorników i kupa papierowej dokumentacji tak, jak i z dużych projektów. Nadal obok Egiptu mamy najgorsze perspektywy sprostania problemowi zaopatrzenia w wodę mieszkańców i w ogóle z gospodarką wodną. Również wśród krajów UE zajmujemy ostatnie miejsce. W gospodarowaniu wodą zabrakło nam wyobraźni Hiszpanów po rekonkwiście.
Chwilowy obecnie wzrost średniej temperatury, zwany przez entuzjastów pisanego słowa, kryzysem, jest w Polsce zjawiskiem lokalnym, ale niestety powtarzalnym. Jak wynika ze skromnych relacji w kronice Jana Długosza, nawet w stuleciu apogeum średniowiecznego ocieplenia mogły u nas wystąpić ekstremalne zjawiska pogodowe „nie pasujące do obrazu”. Palmy, poza jedną, tą w Warszawie na Rondzie gen. Charles'a de Gaulle'a, nam nie wyrosną. Realne jest natomiast nadejście ochłodzenia.
Grenlandia, naturalny regulator pogody wraz z obszarem podbiegunowym i biegunem północnym będzie nadal chłodziła, nie tylko opinie gorących głów klakierów i wszystkich cwaniaków, a także ogłupiałych polityków UE, w ich wysiłkach propagandowych na rzecz kryzysu klimatycznego, bo ograniczenie emisji CO2 kosztem przejścia w energetyce na odnawialne źródła energii nie będzie miało wpływu na klimat w strefie umiarkowanej półkuli północnej nawet na skrawku europejskiego Kontynentu Euroazjatyckiego. Będzie to akcja „zawracania kijem Wisły”, ale bez udziału Polski – na szczeście. Jeżeli wnikliwie przeanalizować zmiany klimatu, w oparciu o wykres przedstawiony na rys.1, to nietrudno zauważyć, że „oziębienie”, które można wydedukować z pomiarów rdzenia lodowca, ma zmienną amplitudę, w porównaniu z okresem „ocieplenia”, które miało miejsce w wiekach od X do XIV.
Na przestrzeni czasu od XIV do końca XIX wieku wykazuje ona zawirowania nie świadczące o stabilności termicznej, zapoczątkowanej dopiero w XIX wieku. Dowodzą one natomiast o wyraźnej ingerencji obcych czynników w środowisko naturalne północnych rejonów planety. W wiekach XVI-XVII wycięto w Europie ogromne połacie lasów borealnych, zamieniając powierzchnię terenu pod pola uprawne. Pola uprawne mają niższy wskaźnik pochłaniania energii słonecznej niż lasy, zwłaszcza wiecznie zielone. Masowe sadzenie nowych lasów zapoczątkowano dopiero w XIX wieku. Ocieplenie z okresu 1921-1940 zapoczątkowało kolejne topnienie lodowców grenlandzkich, co nie zostało specjalnie w tym okresie nagłośnione. Ocieplenie to skończyło się po upływie dwóch 11-o letnich cyklów słonecznych. Glacjolodzy wskazują (co można sprawdzić w każdej encyklopedii), że w okresie neogenu, wg obecnie obowiązującego od 2004 nazewnictwa (dawniej zwanym czwartorzędem), w epoce plejstoceńskiej, która rozpoczęła się 1,8 mln lat , przed bieżącą epoką holocenu, regułą były długie okresy ochłodzenia i krótkie ocieplenia (interglacjały). W okresach ciepłych miały miejsce obfite opady, które ukształtowały podłoże glebowe współczesnej Polski. Z tych okresów pochodzą bowiem piaski przemiałów rzecznych, gliny zwałowe i złoża żwirowe. W tym też czasie ukształtował się na Ziemi podstawowy zarys obecnych mórz i lądów. W okresach ociepleń topiły się intensywnie lodowce i okresowo podnosił się poziom wody w morzach i oceanach. Świat roślin i zwierząt był pełen protogenicznych przedstawicieli flory i fauny współczenej. Stężenie dwutlenku węgla w biosferze, co było charakterystyczne, pozostawało wówczas w równowadze z popytem. Z każdym wiekiem, na przestrzeni ery kenozoicznej, której wiek ogólny stratygrafowie oceniają na 65 mln lat, aż po koniec epoki paleocenu, CO2 ulegał kumulacji w procesach biosyntezy w roślinach zielonych i adsorpcji w pierwotnych zbiornikach wód morskich i oceanicznych.
W wyniku tych procesów zmieniło się placebo wód powierzchniowych. Wody Ziemi pochłaniały większe ładunki energii słonecznej, co wydłużało okresy ocieplenia i jednocześnie sprzyjało namnażaniu w wodach jednokomórkowych organizmów autotroficznych zawierających chlorofil. Natomiast na obszarach lądów jednocześnie pojawiły się heterotrofy-rośliny zielone. W strefie klimatu umiarkowanego, aż po obszary zwrotnikowe, lądy pokryły się w tym czasie roślinnością zieloną, kumulującą dwutlenek węgla. W procesie tym zużywały, podobnie jak autotrofy wodne, ogromne ilości energii promieniowania słonecznego, łagodząc tym samym skutki ekstremalnych ociepleń. Przy niestabilnym, cyklicznym występowaniu spadku energii słonecznej, inercja układu „machiny biosorpcji”, ulegała wyhamowaniu, szczególnie w strefach biegunów Ziemi i wówczas pojawiały się tam okresy ochłodzenia i oblodzenia. Pochłanianie energii słonecznej w procesie fotosyntezy trwa nieprzerwanie do dziś i jest jedynym regulatorem klimatu na naszej planecie. Nie jesteśmy w stanie go zakłócić. Nie zahamuje go głupota prominentnych polityków, ani akcje propagandowe, porażonych niewiedzą mas ciemnoty społecznej.

1. Katarzyna Klemm, „Fizyka miasta”, Wydawnictwo PŁ. IAiU. KFBiMB,1995
2. Roczniki czyli Kronika Sławnego Królestwa Polskiego, ksiega druga, PWN, 1961
3. Paul Herrmann, „Siódma minęła ósma przemija. Przygody najwcześniejszych odkryć” PWN, Warszawa, 1967
4. Franks Feliks, „Woda”, Wydawnictwa Naukowo-Techniczne, Warszawa, 1988
5. F.Kele, Mariot P. „Krajobraz, człowiek, środowisko”, Wydawnictwo Ossolineum, 1986
6. Gloger Zygmunt, "Encyklopedia Staropolska", tom IV, Wydawnictwo Wiedza Powszechna, Warszawa 1972
7. F. Vahrentholt, S. Luning „Zimne Słońce” Dlaczego katastrofa klimatyczna nie nadchodzi, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa, 2014
8. Dixy Lee Ray, „Zachowajmy spokój w sprawie globalnego ocieplenia”, miesięcznik Ameryka, nr 236, ZIMA 1990, str.89-92

    Prof.dr hab.inż. Marek Lebiedowski, dyscyplina naukowa - inżynieria środowiska  -  sierpień, 2019r

  Liczba odwiedzin: 

Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 4.0 Międzynarodowe 2019-2022 Marek Lebiedowski